środa, 26 grudnia 2012

Przyszedłem na świat

"...  Przyszedłem Na Świat Jako Światło, Aby Każdy, Kto We Mnie Wierzy, Nie Pozostawał W   Ciemności ..."

                                           http://www.youtube.com/watch?v=FVem8vcunoc



Okres Świąt Bożego Narodzenia to czas pełen dobra i okazywania sobie wzajemnie troski i miłości.
To w te dni, zapatrzeni w roziskrzoną choinkę, w uśmiechnięte twarze naszych bliskich, w szopkę betlejemską w naszych kościołach, odkrywamy sens życia.

 Jednocześnie te właśnie Święta, jak żadne inne, skłaniają nas do zadumy, zamyślenia i wspomnień. „Puste miejsca przy stole” przypominają nam o nieuchronności przemijania, przywołują obrazy ukochanych, z którymi śpiewaliśmy kolędy, dzieliliśmy się opłatkiem, a których już nie ma wśród nas.
 Może właśnie dzisiaj zajrzysz na mojego bloga więc i Tobie pragnę życzyć dzisiaj głębokiej radości i odważnego przyjęcia Jezusa Chrystusa, do siebie - na dziś, na jutro i na każdy dzień Twojego życia ! Niech narodzi się w każdym z nas to co najważniejsze: Wiara, Nadzieja i Miłość ...

czwartek, 20 grudnia 2012

Pomóż Wiolciusi Przetrwać w Afryce

"... Dziel Z Innymi Swój Chleb, A Lepiej Będzie Ci Smakował ..."





Są takie dni kiedy nie mam siły, czasami zastanawiam się po co mi to było ?! Polecieć na drugi koniec świata tylko po to żeby poczuć, że tak naprawdę to nie jestem tutaj potrzebna. Zdarza mi się myśleć, że to był błąd, że zostając w Polsce zrobiłabym więcej dobrego. Codziennie uczę się pokory, że to nie ja jestem najważniejsza i moje problemy. Sama sobie zadaję pytanie, czy zostając w Polsce nie byłoby lepiej i wygodniej ?!
 
 A może właśnie w kraju zrobiłabym więcej dobrego dla ludzi, którym zawsze byłam potrzebna?! Myślę jak radzi sobie Marlenka i jej dzieci, moja bratanica - Paulinka, która zawsze pakowała się na weekend na spanie do cioci Wioli i opowiadała mi różne historie, których mamie i tacie nie mogła opowiedzieć bo oni nie potrafią dotrzymać tajemnicy. Jak to rodzice, zawsze z nimi problemy! Zastanawiam się teraz komu opowiada te historie?! A moje koty z Lubartowskiej, które codziennie przychodziły na kolację, albo śniadanie w zależności, którą miałam zmianę. A sikorki w zimie, które od lat przylatują na mój balkon, na Bursztynowej, na pierwszym piętrze, co z nimi, jak sobie poradzą?!  Są mądre, pamiętają gdzie dostały słonecznik w poprzednim roku.

 
 Czasami myślę czemu ja trafiłam na placówkę, gdzie od rana do nocy mam pracy tyle, że wieczorami nie mam siły już na rozmowę z Moniką a nawet na modlitwę. Im więcej się zastanawiam tym szybciej dostaję odpowiedź. Pan Bóg wie co robi i dlaczego i zadba o wszystko i wszystkich, których zostawiłam. Nawet o koty, ja się o nie martwię a tymczasem moja szefowa wysyła mi wiadomość, że zupełnie niepotrzebnie bo teraz to ona się nimi opiekuje i kupiła już tyle karmy, że na całą zimę wystarczy a Kasia dodaje, że teraz karmienie kotów weszło do codziennych obowiązków na mojej „zajechanej stacji” a z domu dostaję wiadomość, że sikorki też się mają dobrze bo co prawda karmi je głównie tata Roman i bratowa Kasia, ale mama, która do tej pory krzyczała najwięcej, że balkon to nie karmik dla ptaków teraz o karmieniu codziennie przypomina!


 A wiecie jakie to uczucie kiedy dostajesz wiadomość, że ludzie, z którymi pracowałam w ostatnim czasie zorganizowali akcję pod hasłem: „Pomóż Wiolciusi przetrwać w Afryce” i wysłali mi tyle rzeczy dla mnie i moich podopiecznych, że serce rośnie jak widzę to wszystko i to, że mogę to podzielić na dwie  placówki. Część dla moich dziewczynek a część dla dzieci mamy Caroll i mimo, że podzielę to i dla nas zostanie nutella, którą jemy z naleśnikami zawsze w niedzielę. No właśnie ilekroć zastanawiam się dlaczego jestem  w Lusace i mam tyle zajęć to od razu myślę, że gdybym nie była tutaj, to nie  poznałabym i nie pokochałabym mamy Caroll
i jej rodziny.



Pan Bóg wszystko zaplanował. Wiecie jakie to uczucie jak ktoś pisze, że mój wyjazd zmienił jego i myślenie na temat Kościoła czy wiary, albo gdy ktoś mi pisze, że adoptował dziecko albo chce adoptować i pomóc w taki sposób bo wcześniej nie wiedział, że w ogóle można. Codziennie upadam na mojej Misji ze zmęczenia, z bezradności, ale codziennie podnoszę się na porannej Mszy Świętej oddając ją w intencji konkretnej osoby i codziennie dociera do mnie, że to mój czas, moje miejsce i moja Afryka. I codziennie dziękuję Panu Bogu, że właśnie jestem tu i teraz.

niedziela, 9 grudnia 2012

Siostra Beti

                       "... Życie Jak Je Przeżyć?! Jest Tylko Jedno, Abyś Nie Żałował ..."




Dzisiejsza sobota to dzień dziękczynienia zorganizowany dla przyjaciół, dobrodziei City of Hope. Dziewczynki przygotowywały się do tego wydarzenia prawie dwa tygodnie. Przygotowały dla zaproszonych gości piosenki, tańce oraz przedstawienie, a także upiekły ciasteczka, faworki i babeczki. My z Moniką także byłyśmy zaangażowane w tę uroczystość, robiłyśmy dekorację: kwiaty, dużo kwiatów! Małe, większe, kolorowe, nie jesteśmy za szybkie w tym  bo zeszło nam około dwóch tygodni, ale opłacało się, gdy wszystko zawiesiłyśmy efekt był niesamowity.



 

Ceremonia ta przebiegała pod hasłem: „Wdzięczność wzrasta wraz z miłością”. Patrzyłam na nasze dziewczynki jak pięknie wyglądają, śpiewają, tańczą w ten sposób dziękując wszystkim, którzy wspierają miejsce, które jest dla nich domem. Zamyśliłam się chwilę dziękując Bogu za to miejsce, za ludzi, za te dzieci, za to, że zaufał mi tak bardzo i jestem tu i teraz. On mi zaufał, ale posłużył się ludźmi, którzy pomogli mi wyjechać na moją Misję.

 


 



Tak naprawdę chcę wam dzisiaj powiedzieć, że upadam tutaj codziennie, że jestem słaba i nie mam siły i wydaje mi się, że to nie tak miało być, ale dzięki modlitwom moich Aniołów z Polski i Anglii codziennie wstaję i jestem silniejsza. Moje upadki uczą mnie jednego, pokory i tego, że w tym miejscu nie moje problemy i zmartwienia są najważniejsze. Dzisiaj szczególnie dochodzi do mnie to jak jestem wdzięczna Panu Bogu za Monikę, za to, że mimo tak wielkiej różnicy wieku między nami jest dla mnie oparciem i największym skarbem na tej placówce.


Z zadumy wyrwała mnie Siostra Beti, bezhabitowa Siostra, która w Zambii jest już czterdzieści lat, znam ją z porannej Mszy Świętej, gdzie codziennie się widzimy. Uśmiecha się do mnie, do Moniki i do Diany zawsze tak samo i po Eucharystii pyta jak nam jest, czy wszystko dobrze. Wzrusza mnie zawsze widok jak pod Kaplicą czekają na Nią jej dzieci ze szkoły a Ona bierze je za ręce i idzie z nimi pieszo do szkoły mimo, że inne Siostry z Jej Zgromadzenia jadą samochodem. Ona wybiera dzieci. Patrzy na mnie i mówi czy mogłybyśmy porozmawiać chwilę. Uśmiecham się do Niej i mówię, pewnie Siostro, wychodzimy na zewnątrz bo w Sali jest bardzo głośno. Wiolu zaczyna Siostra Beti, codziennie widzę Cię na Mszy Świętej, widzę jak się modlisz, jak uśmiechasz się do mnie, do ludzi, jak reagujesz na dzieci. Bardzo lubię ten widok ciągnie Siostra, chciałam Cię zapytać czy nigdy nie myślałaś o tym, aby zostać Siostrą zakonną ?!



Uśmiecham się do Niej, biorę Jej dłoń i odpowiadam, nie Siostro nigdy o tym nie myślałam, nie czuję powołania w takiej służbie. Ale całe życie marzyłam o tym, aby wyjechać na Misję i cieszę się a dzisiaj dziękuję Bogu za to, że to marzenie się spełniło. Patrzę na Siostrę Beti i myślę, że dzisiaj i za Nią dziękuję, że pomyślała o mnie jak o Siostrze Zakonnej. Milczenie przerywa nam Diana, która podchodzi do mnie i mówi Wiola czas do domu. Żegnamy Siostrę i idziemy razem do domu. Po drodze opowiadam Jej o mojej rozmowie z Siostrą na co Diana patrzy na mnie i mówi całkiem poważnie jak nie Ona: „Nigdy nie wiesz, kiedy Pan Bóg może zapukać do Twojego serca”… Zaczyna padać deszcz, już nie idziemy a biegniemy do domu !