wtorek, 19 sierpnia 2014

331 DNI


"... Dziękuję Ci Panie, Że Spełniłeś W Ten Szczególny Sposób Moje Pragnienie Służenia Innym..."



Czy rok w Afryce to dużo? Często zadawałam sobie to pytanie przed wylotem do Zambii. Jak mogłabym poznać w miesiąc chociażby imiona wszystkich dziewczynek ulicy, z którymi pracowałam dokładnie 331 dni.

Miasto nadziei, tak siostry salezjanki nazwały sierociniec dla 57 dziewczynek. Jechałam tam z myślą, aby być dla dzieci wychowawcą, siostrą, a nawet matką. Nie wiem czy w jeden miesiąc by mi się to udało. Początki miałam trudne. Gdy podchodziłam do Anastasi, razu krzyczała, żebym jej nie dotykała i że nikogo nie potrzebuje! Patrzyłam na nią i myślałam, jak to możliwe, że jest taka piękna i niedostępna zarazem.

Cieszę się, że Pan Bóg chciał mnie w Zambii na dłużej na dłużej. Dostałam więcej czasu i cierpliwości, aby do każdej dziewczynki dotrzeć i poznać z jakiego powodu cierpi.

Dzisiaj wspominam jak rozmawiałam z Panem Bogiem dużo wcześniej zanim wyjechałam na misje, że to nie dla mnie i że nie dam rady. A On spokojnie czekał, aż sama zrozumiem, że posłał mnie tam, aby to moje serce zmienić i moje myślenie. Musiałam wylecieć na drugi koniec świata, aby docenić rodziców, że dali mi życie i wychowali mnie tak, jak najlepiej potrafili. Doceniłam Eucharystię, gdy widziałam ludzi w buszu, którzy czekali na Mszę Świętą nawet po kilka miesięcy.

Dzisiaj wiem, że tak naprawdę moje codzienne zmaganie się ze sobą i wstawanie o 5.30 na Eucharystię stało się fundamentem mojej Misji w Afryce. Dzisiaj wiem, że tak naprawdę to tylko dzięki codziennym spotkaniom z Panem Bogiem pokonałam trudności i tęsknotę!

Wspominając ten rok, przypominam sobie wieczory bez prądu kiedy siedziałyśmy na ziemi Moniką i nie robiłyśmy nic z dziewczynkami bo co bez prądu mogłyśmy zrobić? A dziewczynki zaczynały śpiewać dla nas, jedna po drugiej. Anastasia po każdej zaśpiewanej piosence pada mi w ramiona, za chwilę mała Florence, która jeszcze niedawno miała na imię Masyie, co w języku lokalnym oznacza: „sierota”. Siostry zmieniły Jej imię, aby nawet imię nie przypominało Jej, że jest sierotą. Przytulałam  je i cieszyłam, się z tego beztroskiego czasu a te wstawały i śpiewały kolejną piosenkę mówiąc teraz będzie z tańcem.


Przypominam sobie jak Nellia opowiada nam jednym tchem historie o smokach i księżniczkach, jakby miała w dzieciństwie czytane non stop bajki na dobranoc i je pamiętała. A wiem, że nie miała. Jest w Mieście Nadziei od najmłodszych lat! Skąd ona je zna? Przypominam sobie wrażliwą Cecilię, która nie odzywała się do mnie tydzień. Spóźniła się na lekcję, kazałam jej to odpracować i obraziła się na mnie. Po tygodniu nie wytrzymała i na różańcu siadła obok mnie, złapała mnie za rękę i powiedziała: tęskniłam za Tobą. Od tamtej pory już się nie spóźniała.
Przypominam sobie jak często brakowało mi palców u rąk, aby każdą dłoń potrzymać, żeby każda dziewczynka czuła się kochana. Nie tyle przeze mnie, co przez Pana Boga.

Cudowny rok za mną. Rok zwykłego życia z niezwykłymi ludźmi jeszcze bardziej niezwykłym Panem Bogiem. Misje to życie we wspólnocie, to uczenie się, że to nie ja jestem najważniejsza. Misje to rok modlitwy: codzienna Eucharystia, różaniec, Koronka do Bożego Miłosierdzia, a wieczorami Brewiarz i dziękowanie Panu Bogu za ten czas, za to miejsce i te dzieci i za Monikę !