sobota, 21 czerwca 2014

MODLITWA SIŁĄ



 "... Spałam I Śniłam, Że Życie Jest Samą Przyjemnością, Obudziłam Się I Spostrzegłam, Że Życie Jest Służbą Na Rzecz Innych. Służyłam I Zobaczyłam, Że Służba Jest Przyjemnością ..."










Nie ma innej odpowiedzi, dlaczego zdecydowałam się na misje, niż ta, że zrobiłam to dla Pana Boga. Początkowo uważałam, że nie potrzebuję aż roku przygotowań do wolontariatu. A szybko okazało się, że to był najpiękniejszy czas oczyszczenia w moim życiu, podczas którego nauczyłam się modlitwy.


Przez prawie rok razem z Moniką pracowałam z dziewczynkami ulicy w Lusace, stolicy Zambii. Sierociniec dla dziewczynek liczył 57 osób. Najmłodsza z nich –Frida,
 miała siedem lat


 a najstarsza- Malama, dwadzieścia jeden lat.



Fundamentem były dla nas wspólna modlitwa i codzienna Msza Święta. Dziewczynki, widząc, że każdego dnia chodzimy do kaplicy, prosiły nas o modlitwę. Potem po zajęciach o godz. 15 modliłyśmy się Koronką do Bożego Miłosierdzia. To było niesamowite wrażenie, gdy coraz więcej dziewczynek chodziło z nami i modliło się po polsku. Po jakimś czasie odmawiałyśmy koronkę po angielsku, a dziewczynki modliły się za biednych ludzi, za ofiary wojen czy tych dorosłych, którzy je skrzywdzili.



Kiedy wracałyśmy do Polski, dziewczynki, dziękowały szczególnie nam za to, że w czasie świąt Bożego Narodzenia kiedy najbardziej potrzebują rodziny nie zostawiłyśmy ich i nie wyjechałyśmy do innego ośrodka, gdzie byli polscy wolontariusze i księża. Grudzień to jedyny miesiąc, kiedy dzieci – jeśli mają rodziców lub opiekunów – mogą wyjść poza mury placówki. Część dziewczynek udała się do swoich rodzin, ale trzynaście spędzało święta samotnie.


Z jednej strony było mi smutno, bo brakowało mi rodziny i polskiej wigilijnej tradycji, ale z drugiej był to czas radości, bo przecież było to święto Narodzenia Pańskiego. Nie zrobiłyśmy nic wyjątkowego – ubierałyśmy choinkę, udekorowałyśmy stoły, ale z trzynastoma dziewczynkami. Nasza obecność – jak się okazało – była dla nich bardzo istotna.



Czas wolontariatu bardzo mnie zmienił, nie marudzę, ale doceniam to, co mam: możliwość codziennego uczestniczenia w Mszach Świętych, prąd czy bieżącą wodę. I rodzinę, codziennie wspominam pytanie moich dziewczynek czy mam rodziców? I czy oni czekają na mnie kiedy wrócę?! Pytały mnie i Monikę o to niemal każdego dnia… Wiem, że ciężko im było to zrozumieć, dlaczego one nie mogą być ze swoimi rodzicami … 


Podsumowując mogę powiedzieć tylko jedno, że mimo trudności i tęsknoty za krajem i bliskimi to był najpiękniejszy rok w moim życiu, więc jeśli Pan Bóg zechce, pojadę na kolejne misje!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz