sobota, 31 sierpnia 2013

FARMA




 "... Odległości W Perspektywie Serca Wydają Się Straszne ..."





Wstałyśmy dzisiaj w środku nocy, po dwóch godzinach snu. Jedziemy na farmę, do drugiego domu mamy Carol. Do późnej nocy pakowałyśmy rzeczy przeznaczone dla chłopców i zakupy (jedzenie),
które zrobiłyśmy dzień wcześniej. Jedziemy ciężarówką z Charliem, który zabrał nas z domu. On jest odpowiedzialny za chłopców na farmie.
Ku mojej radości okazało się, że jedzie z nami Chungu, Aron, Michael i Timotei. Emilka z radością wskoczyła na pakę do chłopaków i tak podróżowaliśmy przez dwie godziny. Gdy dotarliśmy na miejsce już zaczynało świtać, kiedy tylko chłopcy usłyszeli silnik auta, wybiegli z domu i przywitali nas pięknym śpiewem na dzień dobry.
Po śniadaniu rozdzieliliśmy ciuchy, które przywiozłyśmy dla chłopców. Dzięki Emilce, która dla większości z nich przywiozła koszulki z polski praktycznie każdy chłopiec dostał nowy t-shirt! Radości nie było końca, uśmiechy nie schodziły z twarzy dzieciaków. Dziękowali i pokazywali nam swoje nowe rzeczy, po kilka razy.



 
Kolejny punkt dnia, odwiedzić dziadka Timotea, któremu obiecałyśmy cukier i chleb. To kawałek  drogi od farmy. Towarzyszy nam Charlie, Moses, Chibesa i Amon,

 który odkąd przyjechałyśmy nie odchodzi od nas dalej niż pół metra! Dziadek wita nas z uśmiechem i pyta, jak się mamy.
 Odpowiadamy, że dobrze i że przyszłyśmy Go pożegnać, gdyż wracamy wkrótce do Polski. Starzec patrzy na nas i pyta kiedy wrócimy i od razu dziękuje za to, co zrobiłyśmy dla Jego wnuczka. Rozmawiamy chwilę i pytamy czy pamięta co mu obiecałyśmy jak byłyśmy u Niego w maju, myśli chwilę, zastanawia się, ale odpowiada, że nie pamięta. Uśmiechamy się z Moniką i podajemy mu chleb i cukier.  Patrzy na nas niepewnie, ale bierze chleb i mówi, że ostatni raz chleb jadł rok temu. Odwraca się i ociera łzy rękawem. Gdy odchodzimy, łapie nas za ręce i mówi, dziękuje!


Po powrocie do domu, zaczęłam szukać Jacka, który rano był bardzo milczący i zajęty. Znajduję Go i pytam czy wszystko dobrze a On uradowany odpowiada, że tak i że zrobił bilard, abyśmy mogli zagrać. Gdy mi pokazał to arcydzieło nie mogłam uwierzyć, że naprawdę sam zrobił ten stół, zagraliśmy partyjkę. Reszta chłopców bawi się klockami lego, kręglami i latawcem,

które też przywiozłyśmy dla nich dzisiaj. Nic mi dzisiaj więcej nie trzeba widząc taką radość chłopców.

Tylko Chapla ciągle jest zajęty polowaniem na szczury, które następnie smaży i zjada.




Po obiedzie czas wracać, Charlie ma nas odwieźć na przystanek, rozdajemy ostatnie cukierki jakie mamy i żegnamy się z chłopakami. 

Gdy tylko wchodzimy do samochodu, po kolei zaczynają wskakiwać też chłopcy z uśmiechem, że muszą nas odwieźć również. Całą drogę śpiewają piosenki dla nas o tym, że nigdy nas nie zapomną. Potem podchodzą po kolei i  chwytają za rękę z zapytaniem kiedy wrócimy.
Gdy widzę ich jeszcze przez szybę w autobusie, serce mi pęka bo wiem, że nigdy ich już nie zobaczę. Modlę się, aby tylko byli szczęśliwi. Nigdy nie zapomnę jak spędziłyśmy w tym miejscu pięć dni, bez prądu i bez bieżącej wody. Nigdy nie zapomnę wyprawy z najmłodszymi chłopcami do buszu w poszukiwaniu owoców, szczurów i królików. Na szczęście udało im się wtedy zapolować tylko na owoce. Najlepiej wychodziło im straszenie Moniki. Nigdy nie zapomnę wieczoru, kiedy Rabson pobił się z Filipem tak, że nie mogłam ich rozdzielić a potem długo tłumaczyłam Rabsonowi, że nie może tak robić i że jest dobrym chłopcem oraz żeby zawsze słuchał swojego serca, a nie ludzi i tego, co mówią o Nim.

 Wydawało mi się, że rozmowa ta nie przyniosła żadnego efektu, bo nie odzywał się do mnie później już do końca mojego pobytu. Dopiero gdy, razem wracaliśmy do domu autobusem, siadł obok mnie, wziął mnie za rękę i powiedział: dziękuję i kocham Cię Wiola. Od tamtej pory, zostałam Jego najlepszą przyjaciółką a On moim ukochanym Rabsonikiem. Nigdy nie zapomnę spokoju i ciszy jakie towarzyszyły nam na farmie i nieba tak gwieździstego i widoku drogi mlecznej, jakiej nigdy w życiu nie widziałam do tej pory. Nigdy nie zapomnę też porannej modlitwy, kiedy to chłopcy czytali fragmenty z Pisma Świętego, a potem długo śpiewali pieśni wychwalające Boga za dar życia, za ludzi, których stawia na ich drodze i za to, że dzisiaj nie będą głodni.




Wróciłam do domu z myślą, że każdy z tych chłopców do błogosławieństwo dla mnie i jestem przekonana, że każdy napotkany człowiek to dar od Pana Boga i że każdy z nas jest wyjątkowy. Tego uczyli mnie chłopcy przez cały rok, swoją postawą, radością, modlitwą, graniem i śpiewaniem dla mnie i dla Pana Boga. 




1 komentarz:

  1. To co robisz/robicie, jest PIĘKNE!!! Jak czytam Twe relacje, łzy cichutko płyną... Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń