"... Modlić Się, To Nie Znaczy Wiele Mówić, Ale Wiele Kochać ..."
Dochodzi godzina czternasta jak
codziennie od poniedziałku do piątku idziemy z Moniką do naszych dziewczynek na
„reading time”. Z daleka widzę Nellię, pod drzewem avocado, szuka czy
przypadkiem żadne nie dojrzało i nie spadło. Gdy, nas tylko dostrzega z
książkami od razu biegnie i krzyczy, że
czyta pierwsza.
Mijamy Victorię, która codziennie ma coś do prania po
szkole. Ta krzyczy, że jest druga. Potem Euphemia, Edith i Sylwia po kolei zajmują
kolejkę. Zanim dochodzimy do klasy już wszystko jest ustalone kto i kiedy
czyta. To te starsze, które potrafią czytać. Dla młodszych i tych, które jeszcze nie potrafią, przygotowujemy zawsze wyrazy do pisania żeby utrwaliły sobie pisownię a potem, gdy skończą czytamy razem z nimi. To znaczy my czytamy a one powtarzają. Tylko Florence zawsze mówi, że czyta sama a nie potrafi nazwać jeszcze wszystkich literek. Alice kończy pierwsza pisanie i też z czytaniem radzi sobie już nieźle, ale sama czytać nie chce ktoś musi przy Niej być i słuchać czy nie robi błędów.
Potem Anastasia, która codziennie chce czytać tę samą książkę i robi
sceny jak Jej nie pozwalamy. Tawanda, ciągle niezadowolona krzyczy, że to Jej
kolei. Joyce, która jest chyba najbardziej cwana z nich wszystkich, wpycha się ciągle
mówiąc, że teraz Ona!
Jest jeszcze Monika, nowa dziewczynka, która nie chce
robić nic aż ciężko wyczuć na jakim jest w ogóle poziomie w nauce. Na wszystko
odpowiada nie. Na końcu jest jeszcze mała Frida, która nauczyła się już od
swoich sióstr, że raczej lepiej na wszystko odpowiadać nie! Bierze, do rączek zeszyt, uważnie sprawdza co jest
dla Niej przygotowane krzyczy, że tego pisać nie będzie. Na co ja podnoszę
głowę znad książki, którą czytam aktualnie z Eufemią i mówię:
Frida, weź ołówek
i nie trać czasu, musisz ćwiczyć codziennie. No dobrze mówi, pochyla swoją
główkę nad zeszytem i zaczyna pisać.
Gdy już wszystkie są zajęte to naprawdę
można popracować z innymi w ciszy. Trudności zaczynają się, gdy kończą w tym
samym czasie pisanie i wszystkie na raz chcą czytać.
Frida przybiega i siada mi
na kolanach żeby wyprzedzić wszystkie inne dziewczynki. Anastasia staje za mną
i mówi, że zrobi mi fryzurę i zaczyna bawić się moimi włosami. Alice biega to
do Moniki, to do mnie jakby nie mogła się zdecydować kto ma słuchać Jej czytania.
Joyce wchodzi pod stół i szczypie mnie w kostki. A Florence ciągle pyta czy
może już iść. Przy kolejnym zapytaniu, mówię Florence tak idź, nie chcesz uczyć
się to nie przeszkadzaj swoim siostrom. Uśmiecha się zadowolona i idzie w
kierunku drzwi, zatrzymuje się na
chwilę, odwraca żeby spojrzeć czy nikt Jej nie zatrzymuje. Gdy stwierdzi, że nie
szybko wraca i krzyczy: „sorry ok?” I tak codziennie to samo, są takie dni, że
naprawdę nie mam cierpliwości, że jestem na nie zła, że nie potrafią docenić
tego, że chcemy je czegoś nauczyć.
Czasami są naprawdę takie niegrzeczne, że
niewiele brakuje, aby weszły nam na głowy. Złość mi mija jak wraz z nadchodzącą
godziną miłosierdzia mówię do nich, że na dzisiaj koniec a one krzyczą, że czas
na modlitwę i mówią po polsku: „Dla Jego bolesnej męki…” No dobrze mówię,
idziemy do prayer roomu, gdzie praktycznie od Wielkiego Postu przychodzimy
codziennie z Moniką, aby odmawiać Koronkę do Bożego Miłosierdzia bo takie
miałyśmy postanowienie. Na początku chodziłyśmy
same, ale dzieci jak to dzieci ciekawe wszystkiego zauważyły, że coś się dzieje
i tak zaczęły za nami przychodzić. Pytały czy to różaniec, więc tłumaczyłyśmy
im, że nie i że to bardzo ważna modlitwa bo o piętnastej umarł Pan Jezus na co
zdziwiona Cecylia zapytała czy umarł dzisiaj?!
Początki były trudne bo nie znałyśmy tej modlitwy po angielsku, ale to
im zupełnie nie przeszkadzało bo szybko nauczyły się po polsku, modlić z nami.
Teraz
już znamy i po angielsku i uczymy i je, żeby wiedziały co mówią. Zawsze też
modlimy się za nie i za ich rodziny i pytamy je w jakiej intencji chcą się
pomodlić dzisiaj. Pierwsza Joyce, która uśmiecha się tak szeroko, że widać Jej
wszystkie ząbki mówi, że modli się za Jej rodziców, siostry, Monikę i Wiolę!
Druga Alice, myśli i szuka pomysłu w końcu mówi, że modlić się za Jej mamę żeby
dotarła do nieba i za tatę żeby odwiedził Ją i Jej siostrę Suzan. Kolejno
Anastasia już kręci się niecierpliwie i jednym tchem mówi, że dzisiaj modli się
za Jej siostrę Nellię oraz wszystkich zapomnianych i chorych, aby dobry Bóg dał
im zdrowie i radość.
Kolejna jest Florence, pokazuje język i czeka aż ktoś
zareaguje, nie reaguje nikt więc mówi, że modli się za swoją siostrę Edith i Jej
mamę i żeby obie mogły wrócić do domu. Na
końcu wbiega Monika i krzyczy w drzwiach, że przeprasza za spóźnienie i modli
się za mamę Nelly, czyli matkę z City of Hope, która jest za Nią
odpowiedzialna.
I tak praktycznie codziennie
modlimy się z naszymi dziećmi a gdy tylko zaczynamy się modlić już zapominam,
że jeszcze przed chwilą były takie niegrzeczne. Myślę tylko o tym i dziękuje
Panu Bogu za ni. Za to, że są i za to, że modlą się teraz z nami. Codziennie
uczę się wybaczać im wszystko w godzinie miłosierdzia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz