niedziela, 16 czerwca 2013

KORONKA



    
                    "... Modlić Się, To Nie Znaczy Wiele Mówić, Ale Wiele Kochać ..."


                                 http://www.youtube.com/watch?v=-v1Bl5bFZN8





Dochodzi godzina czternasta jak codziennie od poniedziałku do piątku idziemy z Moniką do naszych dziewczynek na „reading time”. Z daleka widzę Nellię, pod drzewem avocado, szuka czy przypadkiem żadne nie dojrzało i nie spadło. Gdy, nas tylko dostrzega z książkami od razu biegnie i krzyczy, że  czyta pierwsza. 



   
Mijamy Victorię, która codziennie ma coś do prania po szkole. Ta krzyczy, że jest druga. Potem Euphemia, Edith i Sylwia po kolei zajmują kolejkę. Zanim dochodzimy do klasy już wszystko jest ustalone kto i kiedy czyta. To te starsze, które potrafią czytać.
 Dla młodszych i tych, które jeszcze nie potrafią, przygotowujemy zawsze wyrazy  do pisania żeby utrwaliły sobie pisownię a potem, gdy skończą czytamy razem z nimi. To znaczy my czytamy a one powtarzają. Tylko Florence zawsze mówi, że czyta sama a nie potrafi nazwać jeszcze wszystkich literek. Alice kończy pierwsza pisanie i też z czytaniem radzi sobie już nieźle, ale sama czytać nie chce ktoś musi przy Niej być i słuchać czy nie robi błędów.
 Potem Anastasia, która codziennie chce czytać tę samą książkę i robi sceny jak Jej nie pozwalamy. Tawanda, ciągle niezadowolona krzyczy, że to Jej kolei. Joyce, która jest chyba najbardziej cwana z nich wszystkich, wpycha się ciągle mówiąc, że teraz Ona! 
Jest jeszcze Monika, nowa dziewczynka, która nie chce robić nic aż ciężko wyczuć na jakim jest w ogóle poziomie w nauce. Na wszystko odpowiada nie. Na końcu jest jeszcze mała Frida, która nauczyła się już od swoich sióstr, że raczej lepiej na wszystko odpowiadać nie! Bierze,  do rączek zeszyt, uważnie sprawdza co jest dla Niej przygotowane krzyczy, że tego pisać nie będzie. Na co ja podnoszę głowę znad książki, którą czytam aktualnie z Eufemią i mówię:
  Frida, weź ołówek i nie trać czasu, musisz ćwiczyć codziennie. No dobrze mówi, pochyla swoją główkę nad zeszytem i zaczyna pisać.

 Gdy już wszystkie są zajęte to naprawdę można popracować z innymi w ciszy. Trudności zaczynają się, gdy kończą w tym samym czasie pisanie i wszystkie na raz chcą czytać.

 Frida przybiega i siada mi na kolanach żeby wyprzedzić wszystkie inne dziewczynki. Anastasia staje za mną i mówi, że zrobi mi fryzurę i zaczyna bawić się moimi włosami. Alice biega to do Moniki, to do mnie jakby nie mogła się zdecydować kto ma słuchać Jej czytania. 

 Joyce wchodzi pod stół i szczypie mnie w kostki. A Florence ciągle pyta czy może już iść. Przy kolejnym zapytaniu, mówię Florence tak idź, nie chcesz uczyć się to nie przeszkadzaj swoim siostrom. Uśmiecha się zadowolona i idzie w kierunku drzwi,  zatrzymuje się na chwilę, odwraca żeby spojrzeć czy nikt Jej nie zatrzymuje. Gdy stwierdzi, że nie szybko wraca i krzyczy: „sorry ok?” I tak codziennie to samo, są takie dni, że naprawdę nie mam cierpliwości, że jestem na nie zła, że nie potrafią docenić tego, że chcemy je czegoś nauczyć.

 Czasami są naprawdę takie niegrzeczne, że niewiele brakuje, aby weszły nam na głowy. Złość mi mija jak wraz z nadchodzącą godziną miłosierdzia mówię do nich, że na dzisiaj koniec a one krzyczą, że czas na modlitwę i mówią po polsku: „Dla Jego bolesnej męki…” No dobrze mówię, idziemy do prayer roomu, gdzie praktycznie od Wielkiego Postu przychodzimy codziennie z Moniką, aby odmawiać Koronkę do Bożego Miłosierdzia bo takie miałyśmy postanowienie. Na początku chodziłyśmy same, ale dzieci jak to dzieci ciekawe wszystkiego zauważyły, że coś się dzieje i tak zaczęły za nami przychodzić. Pytały czy to różaniec, więc tłumaczyłyśmy im, że nie i że to bardzo ważna modlitwa bo o piętnastej umarł Pan Jezus na co zdziwiona Cecylia zapytała czy umarł dzisiaj?! 


  Początki były trudne bo nie znałyśmy tej modlitwy po angielsku, ale to im zupełnie nie przeszkadzało bo szybko nauczyły się po polsku, modlić z nami.
 Teraz już znamy i po angielsku i uczymy i je, żeby wiedziały co mówią. Zawsze też modlimy się za nie i za ich rodziny i pytamy je w jakiej intencji chcą się pomodlić dzisiaj. Pierwsza Joyce, która uśmiecha się tak szeroko, że widać Jej wszystkie ząbki mówi, że modli się za Jej rodziców, siostry, Monikę i Wiolę!
  Druga Alice, myśli i szuka pomysłu w końcu mówi, że modlić się za Jej mamę żeby dotarła do nieba i za tatę żeby odwiedził Ją i Jej siostrę Suzan. Kolejno Anastasia już kręci się niecierpliwie i jednym tchem mówi, że dzisiaj modli się za Jej siostrę Nellię oraz wszystkich zapomnianych i chorych, aby dobry Bóg dał im zdrowie i radość.
 Kolejna jest Florence, pokazuje język i czeka aż ktoś zareaguje, nie reaguje nikt więc mówi, że modli się za swoją siostrę Edith i Jej mamę i żeby obie  mogły wrócić do domu. Na końcu wbiega Monika i krzyczy w drzwiach, że przeprasza za spóźnienie i modli się za mamę Nelly, czyli matkę z City of Hope, która jest za Nią odpowiedzialna. 


 
I tak praktycznie codziennie modlimy się z naszymi dziećmi a gdy tylko zaczynamy się modlić już zapominam, że jeszcze przed chwilą były takie niegrzeczne. Myślę tylko o tym i dziękuje Panu Bogu za ni. Za to, że są i za to, że modlą się teraz z nami. Codziennie uczę się wybaczać im wszystko w godzinie miłosierdzia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz