środa, 14 sierpnia 2013

MPANSHYA



"… Dąż Całym Sercem Do Tego, By Kochać Boga I Pragnij Go Znaleźć …"





Mpanshya to Misja w buszu bez prądu, to miejsce, gdzie pracuje dwóch polskich misjonarzy. Ksiądz Michał i ksiądz Maciej. Spędziłyśmy tam kilka dni i mogłyśmy zobaczyć jak wygląda praca na takiej placówce. Przekonałyśmy się jak to jest mieć lodówkę i kuchenkę na gaz, którego często brakuje a żelazko na węgiel. Do tej pory widziałam takie w muzeum i wtedy nie przyszło mi do głowy, że taki sprzęt może działać w ogóle!
W sobotę pojechałyśmy z Księdzem Michałem, jakieś piętnaście kilometrów poza Mpanshye na Mszę Świętą. Wydawałoby się, że to niewielka odległość i zaraz będziemy na miejscu. Niestety miejsce to położone w jest górach i ciężko było rozwinąć w ogóle jakąś prędkość. Zjeżdżaliśmy tylko z góry i pod górę.
  Ksiądz Michał powiedział nam, że w porze deszczowej droga ta jest nie do pokonania. Zapytałyśmy co wtedy, jak księża dojeżdżają do wiernych? No, nie dojeżdżamy, nie ma możliwości, usłyszałyśmy odpowiedź. Ludzie nie mają Eucharystii nawet po kilka miesięcy w tym czasie. Wszystko to za sprawą rzeki, która płynie tutaj i wylewa tak, że zalewa wszystkie drogi prowadzące do Kaplicy. Tydzień temu Kaplica w tym miejscu spłonęła więc nawet nie wiem co tam zastaniemy dzisiaj dodaje ksiądz bo jeszcze tam nie byłem.  

Gdy dojechaliśmy okazało się, że Kaplica stoi i w sumie nawet nie ma śladu za bardzo po pożarze. Ludzie odbudowali ją w tydzień. Miejsce piękne z każdej strony góry, dzieci mnóstwo jak to w afrykańskiej wiosce. Patrzą na nas nieufnie, za dużo białych jak na jeden dzień. Są z nami jeszcze dwaj księża z Polski, ksiądz Tomasz i Łukasz. Eucharystia powinna rozpocząć się o 9.00, ale zawsze jak ksiądz przyjeżdża a jest raz w miesiącu to wierni mają dużo do omówienia. Niektórzy chcą wiedzieć czy Kościół powstanie niedługo choć transport materiałów budowlanych w to miejsce jest raczej niemożliwy. Inni potrzebują spowiedzi
albo przygotowania do chrztu czy bierzmowania. ze zdumieniem patrzę jak misjonarz chodzi między ludźmi, słucha rozmawia i nie spieszy się. Dla każdego ma chwilę, nawet dla dzieci. Co chwila przystaje przy jakimś maluchu i pozdrawia. Patrzę na Niego i myślę, że Misjonarze to naprawdę niesamowici ludzie.
Msza Święta zaczęła się z dużym opóźnieniem, ale nikt się tym nie przejmuje. Dzieciaczki z przodu grzecznie siedzą, ale gdy tylko usiadłam od razu jakiś malec znalazł się na moich kolanach, nie pytając o pozwolenie bo przecież wiadomo, że może w końcu jest u siebie! Niesamowita jest procesja z darami na takiej afrykańskiej Eucharystii.
Ludzie przynoszą wszystko co mają nawet zwierzęta. Niektórzy na kolanach całą drogę pokonują do księdza z tym co przynieśli. Na koniec ksiądz Michał przedstawił nas wszystkim i każdy po kolei podchodził i witał się z nami. Starsi i młodsi śpiewając i tańcząc wokół nas.
Po Mszy ksiądz Łukasz i Tomasz rozdali cukierki, które przywieźli z Polski i ledwo uszli z tej akcji cali bo dzieciaków naprawdę było mnóstwo i każdy chciał być jak najbliżej paczki ze słodyczami. Niewiele brakowało żeby ich przewrócili. Ksiądz Michał poszedł jeszcze do chorych a do mnie i do Moniki rzucił hasło żebyśmy się zajęły dziećmi! No to się zajęłyśmy, najpierw my je uczyłyśmy naszych zabaw a potem one nas, wszyscy bawiliśmy się świetnie nawet nie wiem czy my nie bardziej niż dzieci. Na koniec zaśpiewały nam hymn Zambii, pożegnaliśmy się i wróciliśmy na naszą placówkę.W drodze powrotnej przeżywałyśmy cały czas jak tam pięknie i jak dużo dzieci i czemu tylko raz w miesiącu jest tam Eucharystia?! Na co ksiądz nam odpowiedział że, to nie Lusaka, brakuje księży. Nas jest dwóch a Kaplic mamy piętnaście, najdalsza około siedemdziesięciu kilometrów stąd. Teraz i tak mamy lepiej, od dwóch lat bo mamy samochód i można dojechać. Ale, wcześniej Misja była bez samochodu i do tych dalszych parafii nie jeździłem w ogóle a do takich jak ta chodziłem pieszo, skrótami przez góry. Wychodziłem o świcie z plecakiem a wracałem o zmroku. To, jakieś cztery, pięć godzin wędrówki…

Potem jechaliśmy w ciszy chwilę i pomyślałam o słowach księdza Jerzego Popiełuszki, który składając podanie do seminarium napisał, że chce do niego wstąpić i być kapłanem bo ma zamiłowanie do tego zawodu! Popatrzyłam na księdza Michała i nie zobaczyłam poirytowania, że już prawie piętnasta godzina. Nie zobaczyłam zmęczenia czy zniechęcenia. Pomyślałam tylko, że zdecydowanie musi mieć On umiłowanie do tego zawodu i musi miłować tych ludzi, dla których nawet pieszo potrafił pokonywać odległości z Panem Jezusem w plecaku żeby tylko dotrzeć do ludzi.
Zanim dojechaliśmy do domu, pomodliliśmy się wspólnie Koronką do Bożego Miłosierdzia każde z nas modliło się w swoim sercu i w swojej intencji. Moją modlitwą objęłam dzisiaj księdza Michała i Jego ludzi z tej małej wioski, wysoko w górach a także wszystkich tych, dzięki którym może w przyszłości uda się wybudować tutaj Kościół …


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz