Moja pierwsza niedziela w Afryce.
Idziemy na Mszę Świętą, na 7.30. To jakieś piętnaście minut drogi. Nie znamy
drogi i gdzie jest Kościół, ale mamy drogowskazy-nasze dziewczynki. Idziemy za
nimi, niektóre mijamy, nie wszystkie znam jeszcze, ale uśmiechamy się z Moniką
i pytamy: How are you? Zawsze odpowiadają: I’m ok, and you? Zastanawiam się czy
Afrykańczycy w ogóle narzekają ? Doszłyśmy do Kościoła, wchodzimy, rozglądamy
się a po lewej stronie ołtarza obraz Chrystusa z polskim napisem ”Jezu Ufam
Tobie” uśmiecham się do siebie i myślę, ale cudownie! Siadamy z Moniką w ławce
zaraz obok pojawiły się nasze najmłodsze dziewczynki: Victoria, Anastazja i
Alice. Obok mnie siedzi Anastazja, mały aniołek z rzęsami tak długimi, że
zastanawiam się czasem jak ona otwiera oczy w ogóle. Trzyma mnie za rękę całą
Mszę. Gdy spoglądam na nią widzę i czuję jak sprawdza moją drugą dłoń, czy jest
taka sama jak pierwsza. Liczy pieprzyki może ? Chwilę potem zobaczyła żyłę na
jednej dłoni, bardzo widoczną. Bierze drugą dłoń i ogląda z każdej strony,
szuka żyły, nie znalazła. Dotyka mnie kawałek po kawałku jakby sprawdzała czy
ja w ogóle jestem prawdziwa. Uśmiecham się do niej żeby uwierzyła, że jestem
prawdziwa, ściskam jej dłoń mocniej żeby poczuła, że jestem prawdziwa. Patrzę
na nią chwilę, ale nagle słyszę małą Alice jak coś krzyczy, słucham co ma
takiego do powiedzenia. Słyszę:” Time to eat”, patrzę na uśmiechniętą Monikę,
wstajemy i idziemy do Komunii Świętej.
It's so sweet Wiolcia. Now I'm sure that you are very happy there in Africa with these children. So like I told you "Live life abundantly"!:)
OdpowiedzUsuńw.k