czwartek, 11 października 2012

Wielbłądy w samolocie!

 18.09.2012

Jestem na lotnisku, w środku nocy. Stoję z Moniką, jej przyjaciółmi, z moimi przyjaciółmi: Iwoną, Darkiem, z mamą i bratową Kasią. Patrzę na nich i sama jeszcze w to nie wierzę, że to już mój czas, że naprawdę lecę do Zambii, na moją Misję. Myślę to tylko rok, a zaraz potem to aż rok ! Serce mam rozbite na tysiące kawałków, trochę w Polsce, trochę w świecie. Myślę zleci to tylko rok, ale nie wiem czy sama w to wierzę ?!





Patrzę na moich towarzyszy podróży: Monikę, Anię i Tomka, patrzę na ich torby podręczne i swoją, na nasze aparaty, torby na laptopa i śmiać mi się chce, moja już pęka! Nawet nie jesteście w stanie wyobrazić sobie ile rzeczy może zmieścić torba na laptopa oprócz laptopaJ Ksiądz Maciej podchodzi i mówi „Wiola już czas, musicie iść”. Żegnam swoich bliskich, Kasia płacze, mówię „nie płacz, wszystko będzie dobrze, kocham Cię, pamiętaj o tym!” Ona uśmiecha się przez łzy, mówi „wiem”.






Odwracam się i idę, zaczynam płakać, oni już nie widzą. Idę i zastanawiam się jak mi się udało spakować swoje dotychczasowe życie w dwie walizki po 23 kg każda, gdzie w jednej mam jeszcze rzeczy dla dziewczynek, na placówkę ? A potem uśmiecham się i myślę przecież pakowała mnie KasiaJ Idziemy już we czworo, do bramki numer 32, patrzę na nas wszystkich i widzę tylko z każdej strony garby, laptopy, aparaty i bagaż podręczny! Idziemy ledwo, ciężkie to wszystko. Wyglądamy jak wielbłądy z wielkimi garbami, ale przecież lecimy do Afryki, gdzieś tam muszą być wielbłądy.
Siadam obok Dyńki, zamykam oczy i zastanawiam się jaki będzie ten rok ? I czy moje życie się zmieni ? Co by nie było, lecę bo ufam, że Pan Bóg tak chciał. I że będzie ze mną.
Doleciałyśmy na 23.00 nocą 18 września, czekamy na bagaże z niepewnością czy dolecą wszystkie i co będzie jak nie dolecą? Ale okazuje się, że są wszystkie, co za radość! Przy wyjściu czeka na nas Siostra Salezjanka widać od razu, uśmiechnięta. Ona po naszych „garbach” pewnie poznaje nas też od razu. Na imię ma Ana. Pyta o lot, ciągle się uśmiecha. Gdy dotarłyśmy pod dom pożegnałyśmy ją i podziękowałyśmy za wszystko. Wtedy ona popatrzyła na nas i powiedziała: „Będziecie tęsknić za Polską, za bliskimi, ale tutaj znajdziecie szczęście, tu jest wasz nowy dom, wyśpijcie się dobrze”. Uśmiechnęła się, wsiadła do swojego jeepa i odjechała.
Wchodzimy do naszego nowego domu, Monika mówi „Wiolu jesteśmy w Afryce, na naszej Misji w City of Hope jestem bardzo szczęśliwa”. Przytulam ją i mówię „Ja też”.

1 komentarz:

  1. Wiolu!
    Ja z pewnym opóźnieniem zaczytuję się w Twoich wpisach. I uśmiecham się :) Wygląda na to, że jesteś szczęśliwa. I tym szczęściem się dzielisz z całym światem :) City of Hope - piękna nazwa! Całuję Cię i mocno ściskam!

    OdpowiedzUsuń